Baner - Co dalej z gwarancją zwrotu zaliczki? Baner - Co dalej z gwarancją zwrotu zaliczki?

Co dalej z gwarancją zwrotu zaliczki?

Z zaliczką mamy do czynienia, gdy inwestor przekazuje wcześniej wykonawcy część należności na poczet wynagrodzenia za wykonaną pracę lub usługę. Sytuacja jest coraz powszechniejsza, ponieważ wraz z wejściem w życie nowej ustawy Prawo Zamówień Publicznych, w przypadku umów zawieranych na okres dłuższy niż 12 miesięcy, zamawiający powinien zapłacić wykonawcy wynagrodzenie w częściach, po wykonaniu części umowy, lub udzielać zaliczek na poczet wykonania zamówienia. W tym momencie pojawia się problem – podmiot, dla którego ma być świadczona usługa, ze względu na ochronę swojego interesu może zażądać od zleceniobiorcy zabezpieczenia zwrotu tejże zaliczki. W kontekście przetargów, które podlegają przepisom ustawy, kwestia formy wnoszonego zabezpieczenia zaliczki została określona w art. 442 ust. 3 pkt 1-7 Prawa zamówień publicznych. Wśród zaproponowanych przez ustawodawcę możliwości pojawia się m.in. gwarancja ubezpieczeniowa.

Zabezpieczenie zwrotu zaliczki w formie gwarancji ubezpieczeniowej

W przypadku gwarancji ubezpieczeniowej gwarant, czyli towarzystwo ubezpieczeniowe zobowiązuje się do wypłaty sumy gwarancyjnej w sytuacji, gdy wykonawca który otrzymał zaliczkę: wykorzysta ją niezgodnie z przeznaczeniem określonym w kontrakcie, nie rozliczy jej lub nie zwróci jej w określonym terminie. Zazwyczaj wysokość zaliczki, a co za tym idzie wysokość zabezpieczenia, wynosi mniej więcej między 10% a 30% wartości kontraktu/wynagrodzenia. Standardowo, stawka za gwarancję ubezpieczeniową zwrotu zaliczki oscyluje wokół 3% sumy gwarancyjnej w skali roku. Zabezpieczenie zwrotu zaliczki w formie gwarancji ubezpieczeniowej jest więc dla wykonawcy kontraktu często bardzo atrakcyjnym rozwiązaniem.

Gwarancji jak na lekarstwo

Niestety, od dłuższego czasu obserwujemy zaostrzenie polityki względem przyznawanych limitów gwarancyjnych. Jest to oczywiście echo wydarzeń, jakie miały miejsce w ostatnich latach, a które składają się na galopującą inflację i związany z nią wzrost cen. Szczególnie niechciane stały się gwarancje zwrotu zaliczki. W tej sytuacji ubezpieczyciele niechętnie wychodzą z propozycją gwarancji w ramach weksli in-blanco – tak, jak to miało miejsce dawniej. Okazuje się, że oczekują dodatkowego zabezpieczenia. Niewiele przedsiębiorstw dysponuje jednak jeszcze nieobciążoną nieruchomością, a to najczęściej interesuje potencjalnego Gwaranta. Na problem składa się dodatkowo fakt, że większość ubezpieczycieli nie chce zabezpieczać podwójnie tej samej inwestycji, więc jeśli otrzymaliśmy już od danego towarzystwa gwarancję należytego wykonania kontraktu, nie oczekujmy, że zostanie nam jednocześnie udzielona gwarancja zwrotu zaliczki (m.in. PZU, InterRisk). Część towarzystw stawia na współpracę jedynie z wieloletnimi Klientami, gdy inne w ogóle wstrzymują się z udzielaniem tego rodzaju gwarancji (np. TUZ TUW).

Wszystko można ubezpieczyć

Broker, który próbuje pośredniczyć w zawarciu gwarancji zwrotu zaliczki, po pocałowaniu wszystkich klamek, rozkłada wreszcie ręce przed rozczarowanym klientem. Skoro na rynku jest zainteresowanie produktem, może warto pomyśleć co zrobić, żeby był bardziej opłacalny i bezpieczny dla towarzystwa ubezpieczeniowego. W końcu, wszystko można ubezpieczyć, pytanie: za ile?

artykuł opublikowany w tygodniku Gazeta Ubezpieczeniowa nr 04/2023 (1230)

Marta Świderska

specjalistka ds. ubezpieczeń finansowych
broker ubezpieczeniowy

POWRÓT
Baner - Prawidłowe ustalenie sumy ubezpieczenia budynku wyzwaniem dla przedsiębiorców Baner - Prawidłowe ustalenie sumy ubezpieczenia budynku wyzwaniem dla przedsiębiorców

Prawidłowe ustalenie sumy ubezpieczenia budynku wyzwaniem dla przedsiębiorców

Ubezpieczenie mienia, w tym posiadanych nieruchomości, należy do podstawowych rodzajów ubezpieczeń zawieranych przez klientów korporacyjnych. Oprócz zakresu ubezpieczenia istotny wpływ na posiadany poziom ochrony ma to, w jaki sposób ustalona została suma ubezpieczenia nieruchomości przyjętej do ubezpieczenia oraz jaki rodzaj wartości ma zastosowanie w polisie.

Wysoki poziom inflacji, w tym znaczny wzrost cen materiałów budowlanych, a także wzrost kosztów usług budowlanych spowodowały, że w ciągu ostatniego roku znacznie wzrosły koszty odbudowy obiektów, a tym samym ich wartości odtworzeniowe. W związku z tym w najbliższych miesiącach jednym z wyzwań dla rynku ubezpieczeniowego, w tym klientów korporacyjnych, będzie prawidłowe ustalenie sum ubezpieczenia nieruchomości.

Suma ubezpieczenia, suma odszkodowania

Górna granica odpowiedzialności zakładu ubezpieczeń, czyli maksymalna kwota odszkodowania, jaką możemy otrzymać w przypadku wystąpienia szkody objętej ochroną, oznacza sumę ubezpieczenia. To, na jaki rodzaj sumy została ubezpieczona dana nieruchomość, ma bardzo duże znaczenie w kontekście ustalenia wysokości należnego odszkodowania.

W przypadku ubezpieczeń nieruchomości funkcjonują następujące rodzaje sum ubezpieczenia:

  • wartość odtworzeniowa (nowa) – wartość odpowiadająca kosztom zakupu, remontu/naprawy, odbudowy lub wytworzenia: budynku lub budowli w tym samym miejscu, z uwzględnieniem dotychczasowych wymiarów, materiałów, technologii, konstrukcji i standardu wykończenia, maszyn, urządzeń i wyposażenia tego samego rodzaju, typu oraz o tych samych parametrach, łącznie z kosztami transportu i montażu;
  • wartość ewidencyjna brutto – wartość, która zgodnie z ustawą o rachunkowości odpowiada wartości początkowej mienia;
  • wartość rzeczywista – wartość odtworzeniowa (nowa), pomniejszona o faktyczne zużycie, bez uwzględnienia prowizji lub marży;
  • wartość ewidencyjna netto – wartość mienia wynikająca z ewidencji księgowej, po potrąceniu odpisów amortyzacyjnych (umorzeniowych).

Zdecydowanie najkorzystniejszym rozwiązaniem, dającym realną szansę na pełną odbudowę budynku po szkodzie całkowitej, jest ubezpieczenie na wartość odtworzeniową (nową). Zastosowanie innego rodzaju wartości w większości przypadków nie gwarantuje otrzymania odszkodowania wystarczającego na pokrycie kosztów odbudowy obiektu do stanu sprzed szkody (wyjątek mogą stanowić obiekty nowe – w takich przypadkach wartość ewidencyjna brutto może odpowiadać wartości odtworzeniowej).

Dlatego też przed zawarciem umowy ubezpieczenia każdy klient powinien sobie odpowiedzieć na pytanie: Czy przyjęta wartość do ubezpieczenia rzeczywiście pozwoli na odtworzenie obiektu do stanu sprzed szkody?

To pytanie jest zasadne zwłaszcza w obecnych czasach, gdy tylko w okresie od II półrocza 2021 r. do II półrocza 2022 r. wartości odtworzenia niektórych obiektów wzrosły o blisko 30% (oszacowano na podstawie wskaźników cen katalogu SEKOCENBUD).

W związku z tym w kolejnym okresie ubezpieczenia konieczna jest aktualizacja wartości nieruchomości. W przypadku braku takiej aktualizacji w zależności od posiadanego zakresu ochrony oraz klauzul dodatkowych ubezpieczeni mogą być narażeni na negatywne konsekwencje w postaci np. proporcjonalnego obniżenia wysokości wypłaconego odszkodowania (zastosowanie tzw. zasady proporcji).

Rola brokera ubezpieczeniowego

Zdarza się, że dla niektórych obiektów klienci posiadają operat szacunkowy wykonany przez rzeczoznawcę majątkowego (np. na potrzeby zabezpieczenia kredytu/pożyczki) i na wartość z operatu ubezpieczają później nieruchomości. Jednak trzeba mieć na uwadze to, że zazwyczaj w takim operacie nieruchomość jest wyceniona według wartości rynkowej, a nie ubezpieczeniowej wartości odtworzeniowej.

Wartość rynkowa nieruchomości oznacza szacunkową kwotę, jaką w dniu wyceny można uzyskać za nieruchomość w transakcji sprzedaży zawieranej na warunkach rynkowych pomiędzy kupującym a sprzedającym, którzy mają stanowczy zamiar zawarcia umowy, działają z rozeznaniem i postępują rozważnie oraz nie znajdują się w sytuacji przymusowej.

Z powyższego wynika, że jest istotna różnica pomiędzy wyceną budynku w wartości odtworzeniowej (nowej) a wartością rynkową danej nieruchomości. Ceny rynkowe nieruchomości w różnych okresach mogą być zupełnie inne. W wartości rynkowej nie są uwzględnione m.in. koszty inwestycji dodatkowych (np. koszty opracowania dokumentacji projektowej, koszty nadzoru inwestorskiego, koszty dokumentacji geodezyjnej, koszty odbiorów technicznych), które obejmuje wartość odtworzeniowa. Z tego względu przyjmowanie do ubezpieczenia wartości rynkowej nieruchomości jest ryzykowne, ponieważ w przypadku powstania szkody otrzymane odszkodowanie może znacznie odbiegać od realnych kosztów odbudowy budynku.

Tutaj kluczowa staje się rola brokera ubezpieczeniowego. To on, mając aktualną wiedzę na temat rynku ubezpieczeniowego i sytuacji gospodarczej, jest w stanie uświadomić klienta, że sumy ubezpieczenia obiektów z aktualnych polis mogą być nieadekwatne do bieżących wartości odtworzeniowych obiektów. Pomagając w oszacowaniu wartości odtworzeniowej obiektu do celów ubezpieczeniowych, powinien zatem przedstawić propozycje korekt wartości obiektów na kolejny okres ubezpieczenia.

Sposób oszacowania wartości odtworzeniowej

Jednym ze sposobów ustalenia wartości obiektów budowlanych do celów ubezpieczeniowych jest zastosowanie metody kosztów odtworzenia, za pomocą której określa się koszty odtworzenia obiektu budowlanego przy użyciu tej samej technologii i materiałów, które wykorzystano do wzniesienia lub powstania tych obiektów.

W metodzie tej możemy wyróżnić następujące techniki wyceny obiektów:

  • wskaźnikową;
  • szczegółową;
  • elementów scalonych.

Technika wskaźnikowa wymaga ustalenia pewnej jednostki technicznej nieruchomości jako podstawy obliczeń. Może nią być na przykład kubatura budynku, powierzchnia użytkowa lub całkowita. Następnie wartość obiektu określa się jako iloczyn ceny wskaźnikowej oraz liczby jednostek odniesienia, dla których ta cena została ustalona.

Pomocne przy wycenie obiektów tą techniką są branżowe katalogi zawierające wskaźniki cenowe dla różnych obiektów budowlanych, takie jak np.: SEKOCENBUD, INTERCENBUD, WACETOB, ORGBUD, BISTYP. Chcąc wycenić dany obiekt, należy w katalogu zidentyfikować taki, który jest podobny do nieruchomości wycenianej.

Technikę wskaźnikową można stosować tylko wtedy, gdy obiekty, których wartość jest określana, są porównywalne z obiektami, dla których znane są ceny wskaźnikowe. Jest to najszybsza technika wyceny obiektu, ze względu na małą liczbę danych potrzebnych do wyceny, ale też najmniej dokładna.

Technika szczegółowa polega na bardzo dokładnej inwentaryzacji i obmiarze istniejącego obiektu oraz szczegółowym wyliczeniu koniecznych nakładów niezbędnych do realizacji oszacowywanego obiektu /kosztorys – KNR/.

Technika szczegółowa ze względu na wysoki stopień skomplikowania oraz dużą liczbę danych wejściowych potrzebnych do przeprowadzenia obliczeń jest bardzo kosztowna oraz czasochłonna.

Technika elementów scalonych polega zaś na przemnożeniu cen jednostkowych scalonych elementów robót przez liczbę tych robót. Technika elementów scalonych wykorzystuje możliwość pewnego powiązania ze sobą różnych elementów nieruchomości. Do wyceny wykorzystuje się tu (podobnie jak w przypadku techniki szczegółowej) specjalistyczne katalogi ze wskaźnikami cen.

Mimo stosowanych uproszczeń technika elementów scalonych również wymaga dogłębnej analizy dokumentów technicznych nieruchomości wycenianej i dokonania jej inwentaryzacji.

Biorąc pod uwagę specyfikę branży ubezpieczeniowej oraz to, jakie dane o posiadanych obiektach klienci zazwyczaj przekazują przed zawarciem umowy, uzasadnione wydaje się stosowanie przez brokerów techniki wskaźnikowej. 

artykuł opublikowany w tygodniku Gazeta Ubezpieczeniowa nr 49/2022 (1224)

Michał Kruszyński

Michał Kruszyński

dyrektor Biura Obsługi Klientów Strategicznych
w Inter-Broker sp. z o.o.

broker ubezpieczeniowy

POWRÓT
Baner - Uniknąć braku środków na prowadzenie działalności rolniczej, czyli co daje ubezpieczenie w rolnictwie? Baner - Uniknąć braku środków na prowadzenie działalności rolniczej, czyli co daje ubezpieczenie w rolnictwie?

Uniknąć braku środków na prowadzenie działalności rolniczej, czyli co daje ubezpieczenie w rolnictwie?

W okresie pogłębiających się problemów gospodarczych oraz wzrostu kosztów prowadzenia działalności wynikających między innymi z wysokiej inflacji, wielu przedsiębiorców – firm, ale i osób fizycznych – jest zmuszonych do podjęcia często radykalnych kroków mających na celu poszukiwanie oszczędności i ograniczenie wydatków.

Sektor rolniczy tak samo zmaga się z dużymi problemami i skokowym wzrostem kosztów, ze szczególnym uwzględnieniem nakładów ponoszonych na produkcję rolną. Z racji właśnie czynników finansowych mogą pojawiać się wątpliwości co do słuszności wydatkowania funduszy na cele ubezpieczeniowe. Warto zatem zastanowić się nad pytaniem, jak uniknąć braku środków na prowadzenie działalności rolniczej w przypadku wystąpienia szkody oraz co w obecnej rzeczywistości gospodarczej dają ubezpieczenia w rolnictwie.

WIELE MOŻLIWOŚCI

Rynek ubezpieczeń oferuje dostęp do wielu rozwiązań ubezpieczeniowych ukierunkowanych na działalność rolniczą, które w praktyce mogą być właściwie dowolnie dostosowane do potrzeb i możliwości finansowych rolników. Wbrew panującym jeszcze do niedawna przekonaniom, że ubezpieczenia w rolnictwie to przede wszystkim obowiązkowe ubezpieczenie budynków, OC rolnika i ewentualnie ubezpieczenie upraw – faktyczne możliwości ubezpieczeniowe dla rolnictwa są zdecydowanie szersze. Oczywiście podstawą w przypadku rolników indywidualnych są ubezpieczenia obowiązkowe, ale zarówno dla nich, jak i przedsiębiorstw rolniczych (w tym spółek kapitałowych, spółdzielni i kombinatów) dostępne są równocześnie ubezpieczenia dobrowolne, a także dotowane z budżetu Państwa.

OGRANICZYĆ RYZYKO

Posiadanie odpowiedniego ubezpieczenia w odniesieniu do faktycznych potrzeb, w przypadku wystąpienia szkody, ogranicza ryzyko braku środków finansowych na dalsze prowadzenie działalności rolniczej. Jest to ważne szczególnie w dzisiejszych realiach, kiedy straty mogą się okazać bardzo dotkliwe z punktu widzenia kosztów odtworzenia składników majątku do stanu sprzed szkody czy utraty dochodów, które zostałyby osiągnięte, gdyby szkoda nie wystąpiła. W tym miejscu należy też zwrócić uwagę, że realność ochrony ubezpieczeniowej nie wynika wyłącznie z samego faktu posiadania polisy, ale z prawidłowego doboru rozwiązań ubezpieczeniowych w odniesieniu do potrzeb i zakresu prowadzonej działalności. Dla rolników indywidualnych są to nie tylko ubezpieczenia obowiązkowe, które rzecz jasna zabezpieczają ich na ewentualność wystąpienia szkody objętej tym rodzajem polisy, jednak w rzeczywistości taka ochrona jest bardzo ograniczona (z wyjątkiem sum gwarancyjnych w ubezpieczeniu OC rolnika, które są tożsame z wysokością sum gwarancyjnych w ubezpieczeniu OC posiadaczy pojazdów mechanicznych). Realność ochrony ubezpieczeniowej wiąże się w przypadku rolników indywidualnych z odpowiednim doborem ubezpieczeń dobrowolnych i dotowanych. Przykładem jest obowiązkowe ubezpieczenie budynków wchodzących w skład gospodarstwa rolnego, które de facto zabezpiecza tylko szkody w samych budynkach, pomijając znajdujące się w nich mienie – są to zwierzęta, maszyny i urządzenia specjalistyczne, czy zbiory upraw, których wartość niejednokrotnie osiąga a nawet przewyższa wycenę samych budynków. Podobna sytuacja ma miejsce w przedsiębiorstwach rolniczych (nieobjętych ubezpieczeniem obowiązkowym), gdzie także należy ocenić potrzeby oraz dostosować do nich właściwe produkty ubezpieczeniowe w ramach polis dobrowolnych. Wymagane jest ponadto skierowanie większej uwagi na zastosowane rozwiązania ubezpieczeniowe dla tych obszarów działalności, które są kluczowe dla jej prowadzenia, jak i zabezpieczenie na ewentualność wystąpienia roszczeń (tu pojawia się odpowiednio dostosowane ubezpieczenie odpowiedzialności cywilnej).

DODATKOWE UBEZPIECZENIA

Obok ubezpieczeń obowiązkowych i dobrowolnych, funkcjonują ubezpieczenia dotowane z budżetu Państwa, które są dostępne zarówno dla rolników indywidualnych, jak i przedsiębiorstw rolniczych. W tym kontekście pojawia się ubezpieczenie upraw rolnych i zwierząt gospodarskich. Dla upraw, dopłatą do składek objęte są najistotniejsze ryzyka mogące uszkodzić lub całkowicie zniszczyć uprawę i wygenerować straty w wysokości nawet pełnej wartości plonu głównego (przy czym ważne jest też ryzyko ognia, które nie jest objęte dopłatą do składek, ale zapewnia pokrycie szkód powstałych na skutek pożaru, co jest najbardziej możliwe krótko przed zbiorami lub w ich trakcie). Z kolei dla ubezpieczenia zwierząt, ochroną objęte jest kilka zdarzeń losowych (w tym przypadku też ważne jest rozszerzenie polisy o ryzyka, które nie są objęte ubezpieczeniem dotowanym – w tym co najmniej pożar oraz działanie dymu i sadzy).

W procesie zapewnienia realności ochrony ubezpieczeniowej kluczową rolę pełni również broker ubezpieczeniowy, którego zadaniem jest między innymi właściwe zbadanie potrzeb i wymagań osoby poszukującej ochrony ubezpieczeniowej (rolnika czy firmy) i takie skonstruowanie programu ubezpieczeniowego, aby zapewnione było pełne pokrycie szkód i strat powstałych na skutek urzeczywistnienia się ubezpieczanych zdarzeń. 

POZORNA OSZCZĘDNOŚĆ

Rozważając zasadność ponoszenia kosztów na cele ubezpieczeniowe, warto zwrócić uwagę na samą istotę ubezpieczeń, którą jest przede wszystkim przeniesienie na ubezpieczyciela ryzyka mogącego wystąpić w toku prowadzenia działalności. Takie rozwiązanie powoduje brak konieczności angażowania własnych środków producenta rolnego na pokrycie następstw zdarzeń objętych polisą. To właśnie zależność pomiędzy składką poniesioną na zakup polisy, a otrzymane w zamian ubezpieczenie, jest swego rodzaju zabezpieczeniem dla uniknięcia braku środków na prowadzenie działalności rolniczej w przypadku wystąpienia szkody oraz zapewnieniem ciągłości jej dalszego kontynuowania. Prawdopodobieństwo, że rolnik czy przedsiębiorstwo doświadczy trudności finansowych, po wystąpieniu szkody bez pokrycia ubezpieczeniowego, jest z całą pewnością zdecydowanie większe w obecnych okolicznościach gospodarczych, niż jeszcze miało to miejsce chociażby rok czy dwa lata temu, a wpływ na to ma zwłaszcza niestabilność cen oraz utrzymujący się wzrost kosztów. Z punktu widzenia świadomości i odpowiedzialności w prowadzeniu działalności ogółem, jak i rolniczej – ubezpieczenia są wydatkiem koniecznym dającym poczucie bezpieczeństwa, a rozważania dotyczące rezygnacji z ich zakupu – pozorną oszczędnością. Jednak, w sytuacji gdy środki na zakup polisy są ograniczone, w pierwszej kolejności należy zabezpieczyć te interesy i obszary działalności rolniczej, które są kluczowe dla jej funkcjonowania.

artykuł opublikowany w Gazecie Finansowej – tygodnik nr 47/2022

Łukasz Reszczyński

Łukasz Reszczyński

broker ubezpieczeniowy w Inter-Broker sp. z o.o.

POWRÓT
Baner - Nie taki podpis straszny… Baner - Nie taki podpis straszny…

Nie taki podpis straszny…

Elektronizacja jest z nami już od jakiegoś czasu i wydawać by się mogło, że w związku tym zdążyliśmy się do niej przyzwyczaić, zaakceptowaliśmy i co istotne stosujemy ją wszędzie, gdzie się da – cudowny „wynalazek” nowoczesnego świata pozwalający, przynajmniej w teorii, oszczędzić papier i zadbać chociaż w niewielkim stopniu o naszą Matkę Ziemię.

Niestety, to co dobre nie zawsze przekłada się na praktyczne działanie. Temat szeroki i można by o nim napisać niejeden artykuł lub pracę naukową. Ja chciałbym skupić się na jednym aspekcie tego procesu – zaawansowanych podpisach elektronicznych.

W 2014 roku Parlament Europejski wydał Rozporządzenie nr 910/2014 w sprawie identyfikacji elektronicznej i usług zaufania w odniesieniu do transakcji elektronicznych na rynku wewnętrznym, zwane eIDAS. Jest to dokument regulujący normy prawne m.in. dla szeregu usług zaufania, w tym zaawansowanych podpisów elektronicznych.

Czym w ogóle jest podpis elektroniczny? W dużym skrócie jest to narzędzie, które pozwala opatrzyć unikatowymi danymi dokument elektroniczny oraz po jego złożeniu umożliwia identyfikację tożsamości osoby, która taki podpis złożyła.

Występuje szereg różnych podpisów elektronicznych w zależności od poziomu ich bezpieczeństwa i zaawansowania. W Polsce w obrocie prawnym najczęściej stosowane są trzy rodzaje podpisów zaawansowanych: osobisty, zaufany i kwalifikowany.

DO URZĘDU TO NIE WSZYSTKO

W 2019 roku zaczęto wydawać tzw. e-dowody, będące nowym rodzajem dowodu osobistego z dodatkową warstwą elektroniczną, która zawiera certyfikat poświadczający autentyczność danych właściciela dowodu. To rozwiązanie umożliwia potwierdzanie swojej tożsamości w kontaktach z administracją publiczną. Dzięki temu posiadacz e-dowodu może uzyskać dostęp do podpisu osobistego, który wywołuje dla urzędu taki sam skutek prawny jak podpis własnoręczny. Do jego stosowania potrzebne są jednak specjalne czytniki oraz oczywiście oprogramowanie.

Kolejnym zaawansowanym podpisem, który ma szerokie zastosowanie, jest podpis zaufany – bardzo dobre, co istotne bezpłatne, narzędzie do komunikacji na poziomie przede wszystkim administracja-obywatel. Każda osoba posiadająca Profil Zaufany może złożyć na dokumencie zaufany podpis elektroniczny, który jest równoważny podpisowi własnoręcznemu w relacjach z administracją publiczną. Niestety podpis zaufany ma pewne ograniczenia technologiczne. Jedną w głównych wad tego rozwiązania jest możliwość podpisywania plików o maksymalnej wielkości do 10 MB. W zdecydowanej większości codziennych działań i kontaktów z urzędami jest to wystarczająca wielkość pliku, ale nie zawsze.

Oba te podpisy można wykorzystywać również w kontaktach z podmiotami innymi niż publiczne, z zastrzeżeniem, że tylko w przypadkach, gdy obie strony wyrażą na to zgodę.

TEN MA SZCZEGÓLNĄ MOC

„Kwalifikowany podpis elektroniczny ma skutek prawny równoważny podpisowi własnoręcznemu” to zdanie zawarte jest w rozporządzeniu eIDAS w art. 25 ust. 2. Uważam je za kluczowe w kontekście elektronizacji naszego życia w sferze biznesowej, ale również administracyjnej oraz prywatnej. Dlaczego? Ponieważ dostaliśmy narzędzie, które dosłownie pozwala nam się cyfrowo podpisać na dokumencie elektronicznym, bez konieczności drukowania tego dokumentu.

Skoro mamy takie narzędzie, które pozwala nam zawierać umowy, dokładnie tak jakby były wydrukowane, zaparafowane na każdej stronie i podpisane własnoręcznie, to dlaczego z tego nie korzystamy w powszechnym obrocie? A właściwie doprecyzowując to pytanie – tak rzadko korzystamy w powszechnym obrocie?

Jakkolwiek to banalnie nie zabrzmi, jedną z przyczyn, jest nasze przyzwyczajenie do namacalnego materiału pisarskiego. Zapewne każdy słyszał o papirusie (nie wspominając o piśmie klinowym), który stosowany był w starożytnym Egipcie już prawdopodobnie ok. 2,5 tys. lat p.n.e.. Szybko można policzyć ile lat tradycji mamy w utrwalaniu tekstów w takiej właśnie postaci. Kilkudziesięcioletnie doświadczenie w digitalizacji naszego świata chcąc nie chcąc wypada tutaj dość blado. I nie ma co się dziwić Kowalskiej czy Nowakowi, że woli wziąć do ręki dokument i stanowi on dla niej/niego coś bardziej realnego, prawdziwego, a przede wszystkim ważniejszego, niż taki sam dokument widoczny na ekranie komputera. Ile razy słyszeliśmy stwierdzenie „papier, to przecież papier”?

Wielu z nas jednak nie zdaje sobie sprawy z faktu, że przecież codziennie zawieramy umowy w postaci elektronicznej, kupując chociażby bilet komunikacji miejskiej w aplikacji na smartfonie, instalując nowe oprogramowanie na swoim komputerze czy wykupując usługę telewizji cyfrowej na popularnej platformie streamingowej. Dlaczego więc nie chcemy pójść dalej i zawierać umów biznesowych czy tworzyć dokumentacji tylko w wersji cyfrowej?

Potrzebna jest tu zmiana sposobu myślenia. Żeby do tego doszło, konieczna jest przede wszystkim edukacja i promocja tego typu rozwiązań na szeroką skalę – ciężka praca u podstaw ustawodawcy, administracji publicznej, firm z branży technologicznej i finansowej, uczestników rynku w relacjach B2B oraz B2C.

BARIERY NIE DO POKONANIA?

Kolejnym czynnikiem jest kwestia odpłatności usługi kwalifikowanego podpisu elektronicznego oraz „trudności” uzyskania takiego podpisu. Na polskim rynku, aktualnie mamy pięciu kwalifikowanych dostawców usług zaufania, który mogą wydawać tego rodzaju podpisy. Każdy z tych podmiotów, w zależności od wybranego wariantu kwalifikowanego podpisu elektronicznego, pobiera opłatę, która waha się w okolicy kilkuset złotych.

Co więcej, certyfikat wydawany jest z reguły na dwa lata, chociaż należy zaznaczyć, że mamy tutaj niewielkie pole manewru i okres ważności certyfikatu możemy nieco wydłużyć w zależności od naszych potrzeb. Do tego dochodzi jeszcze konieczność udania się do punktu weryfikującego tożsamość wnioskodawcy, który może być zlokalizowany w mieście oddalonym nawet o kilkanaście kilometrów od miejsca zamieszkania. Dla wielu te kwestie są barierą nie do przejścia. Jeżeli w biznesie jeszcze nie stanowi to większego problemu, to w życiu prywatnym jest to już bariera praktycznie nie do przeskoczenia.

Nieraz słyszałem stwierdzenia, że to jest nieopłacalne albo po co płacić za swój własny podpis skoro podpisując ręcznie, podpisuje się za darmo. I znowu – jestem przekonany, że gdyby edukacja o elektronizacji i zaangażowanie uczestników rynku było większe, tego typu argumenty byłyby rzadkością.

ŚWIATEŁKO W TUNELU

Spółka brokerska, którą reprezentuję, specjalizuje się w ubezpieczeniach jednostek sektora finansów publicznych. Jest to niezwykle specyficzna i bardzo mocno sformalizowana grupa klientów. Ich działalność regulowana jesteś szeregiem ustaw m.in. Prawo zamówień publicznych. Elektronizacja zamówień publicznych wymusiła na klientach odpowiednie przygotowanie się do tego procesu. Konieczność stosowania podpisów elektronicznych w wielu dziedzinach działalności spowodowała pewien nawyk, który z moich obserwacji jest dobrym prognostykiem do rozwoju tego sposobu obiegu dokumentacji w przyszłości. Gdyby tylko nie te nieszczęsne procedury i skostniały system działania… Dla przykładu: w pewnym urzędzie przychodzi kontrola w celu zbadania konkretnego postępowania, udzielonego w ramach zamówienia publicznego. Kontrola oczekuje pełnej dokumentacji elektronicznego postępowania… na papierze!, z poświadczeniem dokumentacji za zgodność z oryginałem!!!. Dopóki elektroedukacja nie zacznie się bardziej rozwijać takie historie będą się ciągle zdarzały.

A zagrożenia? Oczywiście, że są i z rozwojem technologii oraz cyber zagrożeń będą się pojawiać nowe. Jednak wraz z odpowiednimi uwarunkowaniami prawnymi oraz zaangażowaniem rynku technologicznego w dynamiczny rozwój tego obszaru, obieg dokumentów z zastosowaniem zaawansowanych podpisów elektronicznych, w szczególności kwalifikowanych, w jeszcze większym stopniu da nam swobodę działania i możliwość większego rozwoju. A przecież to dobry i pożądany kierunek.

artykuł opublikowany w tygodniku Gazeta Ubezpieczeniowa nr 18/2022 (1194)

Przemysław Burdach

zastępca dyrektora biura analiz i projektów ubezpieczeniowych
broker ubezpieczeniowy

POWRÓT
Baner - Przyszłość działalności brokerskiej – kierunki rozwoju. Konsolidacja potencjału specjalizacji i innowacyjności. Baner - Przyszłość działalności brokerskiej – kierunki rozwoju. Konsolidacja potencjału specjalizacji i innowacyjności.

Przyszłość działalności brokerskiej – kierunki rozwoju. Konsolidacja potencjału specjalizacji i innowacyjności.

Od 17 lat obserwuję nieustanny rozwój branży brokerskiej – czasami bardziej, innym razem mniej intensywny. Przy tym warto przypomnieć, że jeszcze w 2005 r. – a więc 15 lat po powrocie profesji do Polski – sytuacja brokerów nie była wcale łatwa.

Z jednej bowiem strony mieliśmy do pozyskania prawie cały rynek klientów, którzy w większości nawet nie wiedzieli kim jest broker ubezpieczeniowy (tabula rasa), a z polisą kojarzył im się tylko największy polski ubezpieczyciel, z drugiej zaś znaczną niechęć zakładów ubezpieczeń, dla których stanowiliśmy przede wszystkim konkurencję. Te czasy jednak bezpowrotnie minęły, pomijając incydent wywołany jakiś czas temu przez pewien nowy, ale z historycznymi tradycjami, zakład ubezpieczeń wzajemnych, który nie widział w swoich przyszłych kontraktach miejsca dla brokerów. Okazało się jednak, że brokerzy są na tyle ważnym kanałem dystrybucji ubezpieczeń, że bez ich udziału można tylko pomarzyć o zwiększeniu udziału w rynku. Nawet, gdy znaczną część klientów pozyskuje się, a raczej otrzymuje „z nadania”. 

BROKERZY SĄ BEZPIECZNI

Dzisiaj na rynku ubezpieczeniowym zachodzą dynamiczne zmiany, chyba największe na przestrzeni ostatnich 30 lat, szczególnie w obszarze cyfryzacji i automatyzacji usług. Nie widzę w procesach tych jednak, wbrew niektórym opiniom, żadnego zagrożenia dla brokerów. W mojej opinii nie powinniśmy spodziewać się deficytu zapotrzebowania na profesjonalne doradztwo w zakresie ubezpieczeń, zwłaszcza ze strony instytucji i przedsiębiorstw. O ile bowiem faktycznie statystyczny Kowalski zakupi polisę przez internet, przedsiębiorca oczekiwać będzie raczej nie tylko gotowej umowy ubezpieczenia, ale i odpowiedniej wiedzy o zakresie ochrony, który umowa ta zapewnia oraz o jej adekwatności do prowadzonej przez niego działalności.

PO PIERWSZE, SPECJALIZACJA I PROFESJONALIZACJA

Wydaje się jednak, że dalszy dynamiczny rozwój działalności brokerskiej wymaga pewnego ukierunkowania. W pierwszym rzędzie będzie to intensyfikacja specjalizacji i profesjonalizacji usług brokerskich, zarówno w odniesieniu do proponowanych programów i produktów ubezpieczeniowych, jak i branż, do których brokerzy kierują swoje oferty współpracy – nie można przecież znać się dobrze na wszystkim. To zaś stanowi poważne wyzwanie w zakresie zarządzania kapitałem ludzkim w firmie brokerskiej, czyli – najkrócej mówiąc – w płaszczyźnie doskonalenia kadry pracowniczej i nakładów na permanentne zwiększanie kompetencji. Przy tym nie chodzi tutaj o zamknięcie się w jednej, wąskiej specjalizacji, bo to nie zagwarantuje firmie sukcesu. Bardziej należy położyć nacisk na tworzenie w organizacji interdyscyplinarnych zespołów, na wzór struktury macierzowej, które specjalizują się w określonych ubezpieczeniach i branżach. Jednocześnie trzeba także rozwijać biura wspomagające obsługę brokerską, szczególnie działy prawne i oceny ryzyka.

PO DRUGIE – INNOWACYJNOŚĆ

Kolejny kierunek rozwoju wyznacza innowacyjność. Broker nie może poprzestać tylko na standardowych rozwiązaniach oferowanych przez rynek, ale powinien współuczestniczyć w tworzeniu nowych, będących odpowiedzią na aktualizujące się potrzeby klientów, chociażby wynikające ze zmian w legislacyjnych, ekonomicznych, technologicznym itd. Tutaj jest także miejsce na poszukiwanie rozwiązań na rynkach zagranicznych.

Obydwa wskazane kierunki mogą stanowić ważny powód do konsolidowania potencjału mniejszych firm brokerskich, co zresztą zaczyna się dziać. Daleki jednak jestem od koncepcji jednego z większych brokerów w Polsce, który koncentrację taką widział dość jednokierunkowo, jako proces dołączania mniejszych firm do jego organizacji. Jestem bowiem zwolennikiem integracji równoprawnych partnerów w dobrowolnych zrzeszeniach, a nie ich wchłaniania przez duże korporacje.        

PAMIĘTAJMY O TYM, CO NAJWAŻNIEJSZE

Przyszłość usług brokerskich pozostaje też w ścisłym związku z udostępnianiem klientom szeregu wartości dodanych do podstawowej działalności, jaką jest doradztwo ubezpieczeniowe. Mogą to być świadczenia o charakterze prawniczym, z włączeniem zastępstwa procesowego, usługi w zakresie compliance, szeroko rozumiany risk management, usługi różnego rodzaju rzeczoznawców majątkowych, specjalistów ds. zamówień publicznych, itd. I nie można zapomnieć o najważniejszym – o etosie zawodu, na który składa się m.in. szacunek do wszystkich uczestników rynku ubezpieczeniowego. Z tym bywa różnie, zwłaszcza gdy weźmiemy pod uwagę powszechne niemal konkurowanie ceną („ja zrobię to taniej”), czy też problem coraz liczniejszych czynów nieuczciwej konkurencji na etapie pozyskiwania klientów. Szanujmy siebie i swoją profesję.

artykuł opublikowany w tygodniku Gazeta Ubezpieczeniowa nr 13/2022 (1189)

Piotr Mikuszewski

Piotr Mikuszewski

dyrektor biura analiz i projektów ubezpieczeniowych
specjalista ds. zamówień publicznych

lider projektu, który doprowadził do uzyskania przez Inter-Broker sp. z o.o. godła promocyjnego „Teraz Polska” w 2021 roku

POWRÓT
Baner - Nie wszystko złoto, co się świeci. Likwidacja szkód oczami brokera ubezpieczeniowego. Baner - Nie wszystko złoto, co się świeci. Likwidacja szkód oczami brokera ubezpieczeniowego.

Nie wszystko złoto, co się świeci. Likwidacja szkód oczami brokera ubezpieczeniowego.

Tu i ówdzie słychać głosy, że likwidacja szkód osiągnęła niespotykany dotąd poziom profesjonalizmu. I z pewnością tak jest – w obszarze automatyzacji, cyfryzacji, czy optymalizacji procesów likwidacyjnych.

Jest lepiej, czyli gorzej

Coraz bardziej powszechna staje się technologia RPA, do likwidacji szkód angażowana jest sztuczna inteligencja, żadną nowością nie jest już wirtualny asystent w komunikacji telefonicznej lub on-line. Obserwujemy zatem poważne zmiany. Jedno jednak stanowi constans – mentalność człowieka, który w procedurze likwidacyjnej podejmuje ostateczną decyzję o uznaniu roszczenia, a najlepiej o nieprzyjęciu odpowiedzialności lub jej ograniczeniu. Skąd tak niekorzystna opinia? Wynika ona z prowadzonych corocznie ponad 10 tys. likwidacji szkód.

Likwidacja korzystna … przede wszystkim dla ubezpieczyciela

Powszechną praktyką jest – szczególnie w przypadku klientów niebędących konsumentami –  zaniżanie wysokości należnego odszkodowania lub świadczenia bądź odmowa uznania przez ubezpieczyciela odpowiedzialności. I to wbrew oczywistym postanowieniom umownym, zdecydowanie wykraczającym swoim zakresem poza ustalenia ogólnych warunków ubezpieczenia (dalej o.w.u.), które np. w procedurze zamówienia publicznego mają charakter głównie pomocniczy i podlegają daleko idącej modyfikacji; zresztą zmiany do postanowień o.w.u. – chociaż na mniejszą skalę niż w przetargu – wprowadzane są także w trybie zapytania ofertowego. Zdarza się jednak, że w ofertach uzyskiwanych dla niektórych branż w wyniku negocjacji, nie udaje się znieść np. zasady proporcjonalnej redukcji odszkodowania z tytułu niedoubezpieczenia, a jedynie ograniczyć jej stosowanie do sytuacji, gdy faktyczna wartość mienia w dniu szkody przekroczy 130% podanej sumy ubezpieczenia tego mienia. W jednej z likwidowanych w ubiegłym roku spraw ubezpieczyciel w pierwotnej decyzji zredukował należne odszkodowanie z kwoty ok. 353 tys. zł do sumy ok. 110 tys. zł. Dopiero odwołanie umożliwiło uzyskanie odszkodowania w pełnej wysokości. Przywołana szkoda miała charakter szkody całkowitej, a jej wartość przewyższała podaną sumę ubezpieczenia. Ubezpieczyciel dokonał jednak najpierw – w pierwszym etapie – redukcji wysokości „rozmiaru szkody” do wartości odpowiadającej sumie ubezpieczenia z umowy, a w etapie drugim – właśnie do  tej kwoty, a nie do wartości faktycznie poniesionej straty, odniósł stosunek wynikający z zasady proporcji. W odwołaniu powołaliśmy się na orzecznictwo, które uznaje tego typu praktykę dwustopniowego obniżania wartości odszkodowania za niedopuszczalną (por. np. wyrok SN z dnia 28 maja 2019 r., sygn. akt II CSK 454/18).   

Koszty, wyceny i wartość rzeczywista

Innym problemem, zresztą statystycznie najczęstszym, jest sposób wyceny kosztów naprawy uszkodzonego mienia i przywrócenia go do stanu sprzed szkody, który prawie zawsze pomija konieczność poniesienia kosztów dodatkowych lub pomocniczych, wyraźnie przewidzianych w umowie (np. w klauzulach) lub też wprost wycena ubezpieczyciela „brutalnie” jest zaniżana, głównie w zakresie rozmiaru prac do wykonania, technologii odbudowy oraz ceny materiałów i robocizny. Tego typu działania uderzają w podstawową wartość umowy ubezpieczenia, jaką jest kompensacyjny i realny charakter ochrony.

Kolejnym zagadnieniem jest uzyskiwanie odszkodowań z nieruchomości ubezpieczonych w wartości rzeczywistej. Zakłady ubezpieczeń chcą bowiem pomniejszać należne odszkodowanie o stopień zużycia technicznego dotkniętego szkodą budynku, licząc to zużycie od dnia oddania budynku do użytkowania. Tymczasem określenie stopnia zużycia technicznego (czyli utraty wartości w związku z wiekiem budynku, rodzajem konstrukcji i użytych materiałów, a także sposobem użytkowania) niezbędne jest co do zasady wyłącznie w chwili zawierania umowy ubezpieczenia – w celu ustalenia sumy ubezpieczenia, stanowiącej górną granicę odpowiedzialności ubezpieczyciela. Natomiast wyliczenie wysokości należnego odszkodowania powinno uwzględniać faktyczne zużycie budynku od dnia rozpoczęcia ochrony do dnia powstania szkody, a nie od początku eksploatacji.

Na etapie postępowania likwidacyjnego więc powinno się ustalić rzeczywistą wysokość szkody w granicach sumy ubezpieczenia i dodatkowo zmniejszyć tę wartość z uwagi na zużycie techniczne budynków w okresie pomiędzy chwilą zawarcia umowy a chwilą powstania szkody, co z reguły nie przekracza 1-2% (por. wyrok SO w Lublinie z dnia z dnia 5 lipca 2018 r., sygn. akt II Ca 75/18).

Biegli i eksperci – zależni i nie

Jaka jest skala problemu zaniżania wysokości odszkodowania? W postępowaniach likwidacyjnych, które prowadzimy, to ponad 60% spraw, najwięcej w obszarze ubezpieczeń komunikacyjnych, ale najbardziej dotkliwe przypadki występują w innych ubezpieczeniach majątkowych. Wartość jednostkowego zaniżenia sięga kwot od kilku do kilkudziesięciu procent należnego świadczenia.

Na odrębny temat zasługuje z kolei sprawa biegłych i ekspertów, powoływanych przez zakład ubezpieczeń do oszacowania wartości szkody i ich faktycznej niezależności. Wystarczy przywołać chociażby przykład budynku usługowego, ubezpieczonego na sumę 3,6 mln zł. Po szkodzie pożarowej ubezpieczyciel przyznał ubezpieczonemu kwotę 1.25 mln zł tytułem odszkodowania i zwrotu nakładów na uprzątnięcie pozostałości. Zdaniem ubezpieczyciela, powołani przez niego biegli wycenili koszty odbudowy na kwotę prawie 1,2 mln zł, z uwagi na możliwość wykorzystania pozostałej części budynku.

W konsekwencji sprawa musiała zawisnąć przed sądem, który w dwóch instancjach ustalił, przy wykorzystaniu opinii biegłych – tym razem niezależnych, koszt odbudowy w kwocie 3,4 mln zł. 

Ubezpieczenie odpowiedzialności cywilnej – systemowy brak odpowiedzialności?

Równie „ciekawie” sytuacja wygląda w przypadku ubezpieczenia odpowiedzialności cywilnej z tytułu prowadzonej działalności i posiadanego mienia. Tutaj można odnieść wrażenie, że zakłady ubezpieczeń z założenia i systemowo próbują się najpierw uchylić od odpowiedzialności. Dla przykładu, w odniesieniu do zarządcy drogi, który otrzymał roszczenie od poszkodowanego, podnosi się zarzut winy umyślnej, bo skoro zarządca wiedział o złym stanie technicznym drogi, godził się z możliwością powstawania szkód po stronie jej użytkowników. Również osobom poszkodowanym w zakresie tym stawiane są niekiedy zarzuty, np. niezachowania reguły szczególnej ostrożności, stanowiące podstawę obniżenia lub odmowy wypłaty odszkodowania. Najbardziej kuriozalne uzasadnienie, z jakim się spotkaliśmy, obejmuje stwierdzenie, że poszkodowany jako stały mieszkaniec danego miejsca wiedział, w jakim stanie znajdował się chodnik, na którym doznał obrażeń, powinien więc wykazać większą uwagę celem uniknięcia szkody lub w ogóle zrezygnować z korzystania z przedmiotowego chodnika.

Bardzo chętnie zakłady ubezpieczeń odwołują się do instytucji przyczynienia się poszkodowanego do szkody, często bez podstaw lub w zbyt znacznym stopniu i według całkowicie dowolnej skali (uznania). Owszem, nie istnieje jednolity i precyzyjny sposób oceny przyczynienia. Daje się jednak odnieść wrażenie, że rozważając stopień tego przyczynienia, ubezpieczyciel ocenia od razu możliwość wyłącznej winy poszkodowanego i uwolnienia się od odpowiedzialności.

Ubezpieczenia osobowe (na życie) – prawdziwa akrobatyka

Jeszcze gorzej sytuacja wygląda chyba w ubezpieczeniach na życie i osobowych, zwłaszcza gdy mamy do czynienia z określeniem stopnia uszczerbku na zdrowiu lub trwałego charakteru takiego uszczerbku, czy też ze wskazaniem rodzaju przyczyny danego zdarzenia – zewnętrznej lub wewnętrznej. Temat ten szerzej należałoby omówić w odrębnym artykule.

Podsumowując ten krytyczny głos w dyskusji należy jednak zauważyć, że w toku postępowań odwoławczych większość decyzji udaje się zmienić na korzyść poszkodowanych. Niepotrzebnie jednak wydłuża to czas likwidacji szkody, a przede wszystkim uderza w zaufanie klientów do rynku ubezpieczeniowego. Na szczęście jednak, opisane praktyki nie dotyczą wszystkich ubezpieczycieli. 

artykuł opublikowany w tygodniku Gazeta Ubezpieczeniowa nr 11/2022 (1187)

Piotr Mikuszewski

Piotr Mikuszewski

dyrektor biura analiz i projektów ubezpieczeniowych
specjalista ds. zamówień publicznych

lider projektu, który doprowadził do uzyskania przez Inter-Broker sp. z o.o. godła promocyjnego „Teraz Polska” w 2021 roku

POWRÓT